Andrographis - magiczne zioło nie tylko na boreliozę

Okazuje się, że andrographis jest magicznym środkiem nie tylko na boreliozę. Na własnej skórze zdążyłam przekonać się o jego właściwościach przeciwwirusowych - i to nie tylko w przypadku przeziębienia, ale i ciężkiej grypy.

W styczniu 2017 poszłam do przychodni po skierowanie do poradni specjalistycznej. Łącznie spędziłam tam jakieś 15 minut. Na drugi dzień od rana źle się czułam, a z czasem wręcz coraz gorzej. Odczuwałam coraz mocniejsze łamanie kości, typowe przy grypie. Zrozumiałam, że z przychodni oprócz skierowania wyniosłam też jakiegoś nieprzyjemnego wirusa. Pamiętając, że Stephen Buhner pisze w swojej książce o wspomaganiu leczenia grypy i przeziębień za pomocą andrographisu, postanowiłam ten pomysł wypróbować. Co około 2-3h połykałam jedną kapsułkę zioła (po dwóch godzinach andrographisu we krwi jest już tylko połowa) i trochę rdestu japońskiego. Po każdej dawce było minimalnie lepiej, ale później choróbsko zaczynało wracać. Wtedy brałam kolejną tabletkę. W ten sposób tegoż dnia zjadłam 4 tabletki, około 680mg każda. Na drugi dzień obudziłam się nadal nie do końca zdrowa (lekko osłabiona), ale wyglądało to bardziej jak końcówka choroby. Natomiast wieczorem moja mama zaczęła narzekać, że chyba się ode mnie zaraziła. Nie chciała wierzyć, że wyleczyłam się ziołami i sama korzystała tylko z Aspiryny. Kolejnego dnia ja byłam już w pełni zdrowa (nie licząc boreliozy i koinfekcji), natomiast moja mama leżała z gorączką 39 stopni. Grypa trzymała ją ponad tydzień, tak samo jak mojego tatę, który się od niej zaraził. Ja, pomimo mojej znikomej odporności, nie zaraziłam się od nich - co było dość logiczne, skoro już tę chorobę przeszłam. Nikt mi nie uwierzył, wszyscy upierali się, że w moim przypadku to było tylko lekkie przeziębienie :)

Leczyłam się w ten sposób z każdej nowej infekcji. Jedynie katar nie odpuszczał, aczkolwiek infekcja przebiegała znacznie łagodniej niż kiedykolwiek (i krócej). Im wcześniej andrographis został zastosowany, tym szybciej kończyła się choroba (wirus nie zdążył się mocno rozmnożyć) i tym mniej tabletek było potrzebnych.

Pewnego razu moja mama postanowiła w końcu sprawdzić moją tezę i gdy tylko czuła, że coś ją bierze, zjadła jedną kapsułkę andrographisu. I - cud! Na drugi dzień czuła się już znacznie lepiej. Wzięła kolejną kapsułkę i - choroba odpuściła :) Tata w końcu też przekonał się do wirusobójczych właściwości zioła.

Od tej pory poległam w walce tylko z jedną jedyną infekcją (chyba grypą, ze względu na ból skóry i łamanie w kościach). Mam jednak wrażenie, że i tak przeszłam ją łagodniej niż wirus sobie zaplanował, bo w zasadzie tylko przez jeden wieczór miałam temperaturę 38.5 stopnia. Dużo bardziej wymęczył mnie katar. Muszę przyznać, że byłam zszokowana choróbskiem i do tej pory zastanawiam się, czy antybiotyki przypadkiem nie hamują jakiegoś działania zioła (w chwili zachorowania brałam je już od ponad 2 miesięcy).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz